O czterech stronach świata.
Droga na Lembarg to wspomnienie jak to się chodziło do kościoła, na cmentarz, do szkoły, do sklepu, do szewca, czasem do krawca, do rzeźnika, z jajami na sprzedaż, nieco później do klubo-kawiarni z czytelnią w młynie. I na łąki po zioła do wianuszka albo na szczaw czy pokrzywy.
Droga na Konojady to wyprawy na jagody i na na grzyby. Kawał drogi. Szło się przez Duże Konojady.
Droga na Jabłonowo mi kojarzy się z chodzeniem na łąki oraz z gracką do pielenia buraków. Oj bolały nas krzyże.
Droga na Brodnicę to trasa do przedszkola, do parku, na szaniec, na kąpielnię, nad jezioro, na poziomki, na przylaszczki, na konwalie, na grzyby, po szyszki, po chrust czy na ryby, do ukrytego w lesie drewnianego ołtarza Św. Teresy. Do świetlicy na zajęcia plastyczne czy taneczne, na występy tutejszych czy sąsiedzkich artystów, na film w kinie objazdowym, na telewizję. Nieco później do pałacowej klubo-kawiarni dla towarzystwa czy poczytania gazet.
Takie wspomnienia. Drogę na Lembarg pamiętam dobrze jako tzw. kocie łby oraz wydzielony pas bez bruku dla wozów konnych czy sań zimą. I te zaspy, na których w drodze ze szkoły robiliśmy orły na śniegu i dzwoneczki sań.
Droga Jabłonowo-Brodnica, teraz asfaltowa, też ma swoją historię. Kolejne jej warstwy od pięknych kamieni, poprzez tłuczeń, tzw. szlakę i na końcu asfalt można obserwować przy wiacie przystanku autobusowego. Stare kamienie pięknie błyszczą po deszczu.
Zdjęcia robione w roku 2015 a już historyczne. Droga na Konojady zmieniła się w ostatnim czasie nie do poznania.
Jak popatrzymy na Google Maps to droga na Konojady pokazuje północny wschód, na Jabłonowo - północny zachód, na Lembarg - południowy zachód, a Brodnica - południowy wschód. W takie strony świata zaprowadzą nas drogi od krzyżówek.
Mileszewy
poniedziałek, 15 stycznia 2018
sobota, 13 stycznia 2018
(2018-01-13) Stare domy i bloki
Połowa lat 60-tych to początek zmian sytuacji mieszkaniowej mieszkańców
Mileszew. Powstały pierwsze bloki (te mniejsze w środku osiedla) a potem
kolejne. Mamy zdjęcie z 1968 roku, gdzie na jednym widać jeszcze dwa
stare domy (po tej stronie szosy gdzie teraz jest sklep), na drugim
widać nowe bloki i plac budowy. Każdy chciał mieszkać w blokach,
szczególnie na przełomie lat 60/70. Większość mieszkań miała dwa pokoje,
bieżącą wodę i łazienkę oraz dobry pomysł projektantów: spiżarnię
i solidne piwnice. Dodatkowo do każdego mieszkania był fragment budynku
gospodarczego, popularna szopka. W piecach paliło się jeszcze węglem i
drewnem. W kuchennej placie (kuchenny piec kaflowy z drzwiczkami do
paleniska, od góry obudowany żelazną płytą z otworami na garnki
zakrywanymi kręgami) była wężownica z obiegiem wody do bojlera w
łazience co dawało ciągły dostęp do ciepłej wody w mieszkaniu. W
pokojach były piece kaflowe opalane drzewem i węglem. Centralne
ogrzewanie to czasy trochę późniejsze, wówczas w kuchni pojawiły się
westfalki a piece kaflowe zlikwidowano. Niektórzy jakiś czas mieli i
centralne i piece, tak na wszelki wypadek. W tej kuchennej placie było
jeszcze jedno udogodnienie. Był tam wbudowany piekarnik. Nasza rodzina
otrzymała nowe mieszkanie z takimi wygodami właśnie na przełomie lat
60/70. Ależ to była radość.
Zdjęcia stare z albumu rodzinnego. Zdjęcie nowe, dla porównania, pstryknęłam dziś po południu.
Zdjęcia stare z albumu rodzinnego. Zdjęcie nowe, dla porównania, pstryknęłam dziś po południu.
(2018-01-11) Mileszewska stado owiec
W jednym z wcześniejszych postów napisałam, że nie mamy zdjęć
mileszewskich stad owiec. A tu niespodzianka. Mamy i to w albumie
rodzinnym. Odwiedził nas w latach 70-tych wujek Janek z Elbląga, kuzyn
mamy. O ile dobrze pamiętam, to wujek przyjechał Junakiem (o motocyklach
z dawnych lat będzie post). A gdy przyjeżdżali goście, to był spacer do
parku i podziwianie pałacu. A że wujek miał aparat fotograficzny, to
przy okazji powstały fotografie. W parku spotkaliśmy stado "kosiarek"
czyli nasze mileszewskie owieczki "porządkujące" trawę w parku od
strony sadu. Mamy więc zdjęcia z owieczkami, pieskami i Panem
Ciechomskim.
Mogę też powiedzieć, że w czasie tej wizyty "zadecydowała się" moja zawodowa przyszłość. Wujek był inżynierem konstruktorem maszyn więc oczywiście rodzice pochwalili się córką "zdolną z matematyki", wówczas licealistką. Wujek powiedział, że przy takich zdolnościach, to powinnam zainteresować się maszynami liczącymi. Słowa "komputer", "informatyka" jeszcze nie były używane. Ta sugestia gdzieś tam "z tyłu głowy" spoczywała i za kilka lat dała znać o sobie. Zostałam informaty(kiem/czką) na lat ponad 30. O historii komputerów i informatyki też będzie post.
Mogę też powiedzieć, że w czasie tej wizyty "zadecydowała się" moja zawodowa przyszłość. Wujek był inżynierem konstruktorem maszyn więc oczywiście rodzice pochwalili się córką "zdolną z matematyki", wówczas licealistką. Wujek powiedział, że przy takich zdolnościach, to powinnam zainteresować się maszynami liczącymi. Słowa "komputer", "informatyka" jeszcze nie były używane. Ta sugestia gdzieś tam "z tyłu głowy" spoczywała i za kilka lat dała znać o sobie. Zostałam informaty(kiem/czką) na lat ponad 30. O historii komputerów i informatyki też będzie post.
(2018-01-09) Teresa Torańska - debiut w Mileszewach
Czasem zdarzają się sytuacje, o których "nie śniło mi się w najśmielszych snach".
Otóż odkryłam, że słynna dziennikarka, reportażystka, mistrzyni wywiadów Teresa Torańska [1944-2013] debiutowała w roku 1979 (rok mógł być nieco wcześniejszy) reportażem "Odbiór" o Mileszewach. Reportaż nie został opublikowany (zatrzymany przez cenzurę) ale znalazł się w zbiorze "Widok z dołu" wydanym przez Iskry i nagrodzonym III nagrodą iskier "Debiut roku".
I jeszcze ciekawsze jest to, że debiut ten zrodził się w ... szafie. Tak w szafie. Poniżej cytuję fragmenty artykułu z roku 2013 o książce "Widok z dołu", w którym są te szczegóły. A wszystkich zainteresowanych/zaciekawionych zapraszam do przeczytania tekstu reportażu "Odbiór", który pokazuję na zdjęciach. Naprawdę warto. Sporo informacji o PGR Mileszewy, walka ówczesnego młodego dyrektora (piękna) z absurdami biurokracji PRL.
Kawałek naszej historii.
Książkę "Widok z dołu" udało mi się zdobyć i trafi oczywiście do naszej biblioteczki.
Oto artykuł z roku 2013.
Autor: momarta
"T. Torańska "Widok z dołu", czyli o tym, że z szafy najlepiej widać
Od kilku lat średnio raz w tygodniu przychodzą do mnie ludzie około sześćdziesięcioletni i opowiadają swoje historie.
Na moich oczach dzieją się wtedy cuda.
Przyprószone siwizną włosy odzyskują dawny kolor. Przygarbione plecy prostują się. Dłonie o pożółkłych od tytoniu paznokciach, poznaczone wątrobianymi plamami stają się dłońmi dwudziestolatków.
Starsi panowie i starsze panie trącają się łokćmi i łobuzersko uśmiechają, mówiąc: „A pamiętasz, jak…?”
Uwielbiam te chwile. Choć trwają krótko i czar szybko pryska, to między innymi one sprawiają, że ciągle lubię to, co robię.
O czym mi opowiadają?
O swojej młodości; najpiękniejszych latach, gdy mieli po dwadzieścia, trzydzieści lat, mnóstwo siły, końskie zdrowie i wydawało im się, że ten stan będzie trwał wiecznie.
Pokolenie dzisiejszych dwudziestolatków zdziwiłoby się, słysząc że opowieści snute z takim zapałem dotyczą wyłącznie pracy.
Pracy, w której spędzało się po kilkanaście godzin dziennie, często w wielomiesięcznych delegacjach.
Pracy, której było pod dostatkiem, a głównym kryterium jej wyboru było to, czy przysługuje w pakiecie ze służbowym mieszkaniem.
Pracy, która wszystkim paliła się wprost w rękach.
Pracy, której głównym celem było przede wszystkim zrealizowanie Planu.
Nie zliczę już ile razy przez tych kilka lat zadałam sobie pytanie o to, dlaczego – jeśli było tak dobrze i tak wspaniale - wszystko szlag trafił.
Ostatnio najbardziej skłaniałam się ku temu, że to wszystko bujdy i opisywany mi świat wcale nie istniał, a przedstawiana mi wersja przeszła gruntowny, sponsorowany przez wspomnienia, lifting.
.....
Po lekturze zbioru reportaży Teresy Torańskiej nie jestem już jednak taka pewna, czy moja diagnoza jest w stu procentach trafna.
„WZIR [dyrektor Jaworski z Wojewódzkiego Zarządu Inwestycji Rolniczych w Toruniu]: (…) Otwieram posiedzenie komisji odbioru deszczowni. Chyba już po raz ostatni (…) Proszę państwa, znamy sprawę, szybko skończymy. To co, panie dyrektorze, przejmuje pan?”
PGR [dyrektor Tadeusz Choma z PGR Mileszewy]: Chwileczkę. W założeniach techniczno-ekonomicznych inwestycja miała się nazywać rolniczym wykorzystaniem ścieków i oczekiwałem zamontowania takich instalacji, które rozwiążą cały problem z gnojowicą. teraz chcecie mi panowie przekazać deszczownię na czystą wodę. Czy ona mnie urządza? Absolutnie nie.
Zjednoczenie [Adam Józefiak ze Zjednoczenia PGR-ów w Bydgoszczy]: Moi kochani, nie zaczynajcie od początku.
PGR: Pytam dyrektora Przedsiębiorstwa Melioracyjnego w Grudziądzu, czy pompy zainstalowane obecnie w przepompowni mogą jednocześnie przepompować gnojowicę, czy nie.
(…)
RPM [Edmund Patkowski z Rejonowego Przedsiębiorstwa Melioracyjnego w Grudziądzu]: Nie. Nie ma takiej instalacji.
(…)
PGR: Dziękuję, panie dyrektorze. Wniosek prosty. Przekazuje mi się w tej chwili coś za 14 milionów złotych, co nie rozwiązuje mi żadnego problemu. Taką samą deszczownię mogłem mieć cztery lata temu za 6 milionów. Powiedziałem wtedy nie, bo już wtedy uważałem, że koszt inwestycji jest zbyt wysoki w stosunku do jej przydatności. Teraz wciska mi się to samo za 14 milionów złotych.”
Ten reportaż, zatytułowany „Odbiór” powstał dlatego, że Teresa Torańska siedziała w szafie.
Żeby do niej wejść, musiała pokonać sporo przeszkód i wykazać się sporą determinacją. Udało się.
Pozornie nie napisała niczego szczególnego, ot, zwykły – jak sama określiła w rozmowie z Małgorzatą Purzyńską – „stenogram odbioru”.
To, co udało się jej jednak z owej szafy usłyszeć sprawiło, że reportaż najpierw został zatrzymany przez cenzurę, zaś później trafił do zbioru, który zdobył III nagrodę w konkursie wydawnictwa „Iskry” na debiut roku 1979.
Kiedy zaś ja czytałam go w roku 2013, moje oczy stawały się coraz bardziej okrągłe ze zdumienia. Oczywiście bowiem, że wiedziałam, iż błędy tkwiły i w samym systemie, jednak nie miałam pojęcia o ich skali.
........
Torańska pisze bardzo oszczędnie. Opisuje rzeczywistość, nic więcej. Zadaje sobie jednak pytania o to, dlaczego dzieje się tak a nie inaczej (dlaczego w sklepach są okropne, niefunkcjonalne plastikowe koszyki; dlaczego nie można kupić najzwyklejszego w świecie bezpiecznika; dlaczego istnieje tyle różnych rodzajów druczków, które muszą być wypełniane przez pracowników państwowych przedsiębiorstw – w takiej na przykład mleczarni „Wola” zużywało się ich rocznie kilkaset tysięcy sztuk w 81 rodzajach) i cierpliwie szuka na nie odpowiedzi.
Być może kogoś przyzwyczajonego do współczesnych medialnych fajerwerków ta książka znudzi. Pegeery, księgowość, papierki, fabryki, komisje, cała ówczesna zgrzebna codzienność, bez jakiegokolwiek makijażu.
Jeśli ktoś szuka jednak odpowiedzi na pytanie, czym jest prawdziwy i rzetelny reportaż, albo – jak ja – zastanawia się nad tym, jak było naprawdę, powinien sięgnąć po Torańską.
Zwłaszcza, że opisany przez nią świat istnieje nadal.
......
Teresa Torańska „Widok z dołu”. Iskry, Warszawa 1980.
Link do całego artykułu:
https://absolutnienieperfekcyjna.blogspot.com/2013/08/t-toranska-widok-z-dou-czyli-o-tym-ze-z.html
Otóż odkryłam, że słynna dziennikarka, reportażystka, mistrzyni wywiadów Teresa Torańska [1944-2013] debiutowała w roku 1979 (rok mógł być nieco wcześniejszy) reportażem "Odbiór" o Mileszewach. Reportaż nie został opublikowany (zatrzymany przez cenzurę) ale znalazł się w zbiorze "Widok z dołu" wydanym przez Iskry i nagrodzonym III nagrodą iskier "Debiut roku".
I jeszcze ciekawsze jest to, że debiut ten zrodził się w ... szafie. Tak w szafie. Poniżej cytuję fragmenty artykułu z roku 2013 o książce "Widok z dołu", w którym są te szczegóły. A wszystkich zainteresowanych/zaciekawionych zapraszam do przeczytania tekstu reportażu "Odbiór", który pokazuję na zdjęciach. Naprawdę warto. Sporo informacji o PGR Mileszewy, walka ówczesnego młodego dyrektora (piękna) z absurdami biurokracji PRL.
Kawałek naszej historii.
Książkę "Widok z dołu" udało mi się zdobyć i trafi oczywiście do naszej biblioteczki.
Oto artykuł z roku 2013.
Autor: momarta
"T. Torańska "Widok z dołu", czyli o tym, że z szafy najlepiej widać
Od kilku lat średnio raz w tygodniu przychodzą do mnie ludzie około sześćdziesięcioletni i opowiadają swoje historie.
Na moich oczach dzieją się wtedy cuda.
Przyprószone siwizną włosy odzyskują dawny kolor. Przygarbione plecy prostują się. Dłonie o pożółkłych od tytoniu paznokciach, poznaczone wątrobianymi plamami stają się dłońmi dwudziestolatków.
Starsi panowie i starsze panie trącają się łokćmi i łobuzersko uśmiechają, mówiąc: „A pamiętasz, jak…?”
Uwielbiam te chwile. Choć trwają krótko i czar szybko pryska, to między innymi one sprawiają, że ciągle lubię to, co robię.
O czym mi opowiadają?
O swojej młodości; najpiękniejszych latach, gdy mieli po dwadzieścia, trzydzieści lat, mnóstwo siły, końskie zdrowie i wydawało im się, że ten stan będzie trwał wiecznie.
Pokolenie dzisiejszych dwudziestolatków zdziwiłoby się, słysząc że opowieści snute z takim zapałem dotyczą wyłącznie pracy.
Pracy, w której spędzało się po kilkanaście godzin dziennie, często w wielomiesięcznych delegacjach.
Pracy, której było pod dostatkiem, a głównym kryterium jej wyboru było to, czy przysługuje w pakiecie ze służbowym mieszkaniem.
Pracy, która wszystkim paliła się wprost w rękach.
Pracy, której głównym celem było przede wszystkim zrealizowanie Planu.
Nie zliczę już ile razy przez tych kilka lat zadałam sobie pytanie o to, dlaczego – jeśli było tak dobrze i tak wspaniale - wszystko szlag trafił.
Ostatnio najbardziej skłaniałam się ku temu, że to wszystko bujdy i opisywany mi świat wcale nie istniał, a przedstawiana mi wersja przeszła gruntowny, sponsorowany przez wspomnienia, lifting.
.....
Po lekturze zbioru reportaży Teresy Torańskiej nie jestem już jednak taka pewna, czy moja diagnoza jest w stu procentach trafna.
„WZIR [dyrektor Jaworski z Wojewódzkiego Zarządu Inwestycji Rolniczych w Toruniu]: (…) Otwieram posiedzenie komisji odbioru deszczowni. Chyba już po raz ostatni (…) Proszę państwa, znamy sprawę, szybko skończymy. To co, panie dyrektorze, przejmuje pan?”
PGR [dyrektor Tadeusz Choma z PGR Mileszewy]: Chwileczkę. W założeniach techniczno-ekonomicznych inwestycja miała się nazywać rolniczym wykorzystaniem ścieków i oczekiwałem zamontowania takich instalacji, które rozwiążą cały problem z gnojowicą. teraz chcecie mi panowie przekazać deszczownię na czystą wodę. Czy ona mnie urządza? Absolutnie nie.
Zjednoczenie [Adam Józefiak ze Zjednoczenia PGR-ów w Bydgoszczy]: Moi kochani, nie zaczynajcie od początku.
PGR: Pytam dyrektora Przedsiębiorstwa Melioracyjnego w Grudziądzu, czy pompy zainstalowane obecnie w przepompowni mogą jednocześnie przepompować gnojowicę, czy nie.
(…)
RPM [Edmund Patkowski z Rejonowego Przedsiębiorstwa Melioracyjnego w Grudziądzu]: Nie. Nie ma takiej instalacji.
(…)
PGR: Dziękuję, panie dyrektorze. Wniosek prosty. Przekazuje mi się w tej chwili coś za 14 milionów złotych, co nie rozwiązuje mi żadnego problemu. Taką samą deszczownię mogłem mieć cztery lata temu za 6 milionów. Powiedziałem wtedy nie, bo już wtedy uważałem, że koszt inwestycji jest zbyt wysoki w stosunku do jej przydatności. Teraz wciska mi się to samo za 14 milionów złotych.”
Ten reportaż, zatytułowany „Odbiór” powstał dlatego, że Teresa Torańska siedziała w szafie.
Żeby do niej wejść, musiała pokonać sporo przeszkód i wykazać się sporą determinacją. Udało się.
Pozornie nie napisała niczego szczególnego, ot, zwykły – jak sama określiła w rozmowie z Małgorzatą Purzyńską – „stenogram odbioru”.
To, co udało się jej jednak z owej szafy usłyszeć sprawiło, że reportaż najpierw został zatrzymany przez cenzurę, zaś później trafił do zbioru, który zdobył III nagrodę w konkursie wydawnictwa „Iskry” na debiut roku 1979.
Kiedy zaś ja czytałam go w roku 2013, moje oczy stawały się coraz bardziej okrągłe ze zdumienia. Oczywiście bowiem, że wiedziałam, iż błędy tkwiły i w samym systemie, jednak nie miałam pojęcia o ich skali.
........
Torańska pisze bardzo oszczędnie. Opisuje rzeczywistość, nic więcej. Zadaje sobie jednak pytania o to, dlaczego dzieje się tak a nie inaczej (dlaczego w sklepach są okropne, niefunkcjonalne plastikowe koszyki; dlaczego nie można kupić najzwyklejszego w świecie bezpiecznika; dlaczego istnieje tyle różnych rodzajów druczków, które muszą być wypełniane przez pracowników państwowych przedsiębiorstw – w takiej na przykład mleczarni „Wola” zużywało się ich rocznie kilkaset tysięcy sztuk w 81 rodzajach) i cierpliwie szuka na nie odpowiedzi.
Być może kogoś przyzwyczajonego do współczesnych medialnych fajerwerków ta książka znudzi. Pegeery, księgowość, papierki, fabryki, komisje, cała ówczesna zgrzebna codzienność, bez jakiegokolwiek makijażu.
Jeśli ktoś szuka jednak odpowiedzi na pytanie, czym jest prawdziwy i rzetelny reportaż, albo – jak ja – zastanawia się nad tym, jak było naprawdę, powinien sięgnąć po Torańską.
Zwłaszcza, że opisany przez nią świat istnieje nadal.
......
Teresa Torańska „Widok z dołu”. Iskry, Warszawa 1980.
Link do całego artykułu:
https://absolutnienieperfekcyjna.blogspot.com/2013/08/t-toranska-widok-z-dou-czyli-o-tym-ze-z.html
(2018-01-08) Wizyta Biskupa
Zdjęcia z tego dnia już były (pokazywałam stary budynek, tzw. barak),
gdyż nasza mama skorzystała z okazji i zrobiła nam zdjęcia rodzinne. A
tego dnia w Mileszewach przy figurce było spotkanie z Biskupem z naszej
ówczesnej diecezji. Jedna z osób odwiedzających tę stronę (zdradzę, że
to Mira Ratyńska) wspomina, że deklamowała przed Gościem wiersz i się
"zacięła"
:)
Był to rok 1957. W naszym archiwum rodzinnym mamy bardzo ciekawe
zdjęcie mieszkańców Mileszew. Na Gościa czekają prawie same kobiety i
dzieci. A gdzie mężczyźni? W polu, w pracy.
Na drugim zdjęciu powitanie Biskupa a w tle dom na krzyżówkach z widocznym fragmentem napisu "Oberża".
Na zdjęciu zbiorowym widać jak wyglądała wówczas figurka.
Kto kogo poznaje? Pokażcie babciom i dziadkom to piękne zdjęcie.
Na drugim zdjęciu powitanie Biskupa a w tle dom na krzyżówkach z widocznym fragmentem napisu "Oberża".
Na zdjęciu zbiorowym widać jak wyglądała wówczas figurka.
Kto kogo poznaje? Pokażcie babciom i dziadkom to piękne zdjęcie.
(2018-04-07) Zagraj
Dziś niedziela, nie pracujemy
:)
Może więc tylko link do bloga (mileszewskiego poniekąd) i przepis na mileszewski zagraj z opowieścią o charakterze jak najbardziej mileszewskim. Scenariusz, realizacja, odtwórczyni głównej roli, degustacja i zdjęcia - wszystko w Mileszewach jesienią 2016.
Kto lubi zagraj?
Jako dziecko to ja "tak sobie" a teraz uwielbiam.
https://przepisniejednomaimie.blogspot.com/2016/11/opowiesc-osma-zagraj-cioci-marysi.html
Może więc tylko link do bloga (mileszewskiego poniekąd) i przepis na mileszewski zagraj z opowieścią o charakterze jak najbardziej mileszewskim. Scenariusz, realizacja, odtwórczyni głównej roli, degustacja i zdjęcia - wszystko w Mileszewach jesienią 2016.
Kto lubi zagraj?
Jako dziecko to ja "tak sobie" a teraz uwielbiam.
https://przepisniejednomaimie.blogspot.com/2016/11/opowiesc-osma-zagraj-cioci-marysi.html
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)



















